Agnieszka Wilczyńska to zdobywczyni złotych płyt, ale nade wszystko Fryderyka 2016 za płytę Tutaj mieszkam, którą uważam za jedną z najniezwyklejszych, jakie powstały w ostatnich latach. Dostąpiła zaszczytu, bo sam Mistrz Wojciech Młynarski napisał dla niej kilkanaście niezwykłych tekstów - nie tylko tradycyjnie mądrych ale i bardzo osobistych - pisanych przecież z myślą o tej wielce wrażliwej artystce. Muzykę napisały nasze jazzowe i rozrywkowe tuzy: Jerzy Duduś - Matuszkiewicz, Włodzimierz Nahorny, Andrzej Jagodziński i Włodzimierz Korcz. Tak powstał album, który od czterech lat zajmuje najbliższe moich rąk miejsce, abym w każdej chwili mógł założyć go na kompaktowy talerz.
Moją fascynację solistką, bez cienia wątpliwości, przedłużam na następne lata, po poznaniu Jej nowej płyty, którą mamy w rękach - wspólnej od początku do końca z kolejnym wielkim Mistrzem, autorem wszystkich śpiewanych kompozycji - Andrzejem Jagodzińskim. Stąd tak smakowity tytuł płyty, wedle pomysłu samej solistki. To szczególnie wartościowa płyta, w muzycznym wymiarze, ale i w wyrazowym; refleksyjna, nostalgiczna, jakby retrospektywna - wspomnieniowa.
Tym razem słyszymy tu ciekawe i oryginalne teksty Wiesławy Sujkowskiej, Andrzeja Poniedzielskiego, Stanisława Tyma, Jana Wołka oraz samej Agnieszki Wilczyńskiej. Teksty niemal jednoznacznie ukierunkowujące ich interpretacje, dające pretekst do bardzo osobistego ich odczytania.
Od samego początku songi te skojarzyłem z ujmującymi szlachetną i narracyjną prostotą pieśniami romantycznych polskich kompozytorów, które od pierwszego słuchania ujmowały szczerością przekazu i bezpośrednio trafiały do serc słuchaczy. Nie tylko podobnie brzmią, bo napisane są na głos z fortepianem, ale są też całkiem podobnie sformowane. Składają się z prostego, fortepianowego wstępu, jak u Chopina, Moniuszki czy Karłowicza, potem zamykającego klamrą całość. Są proste pieśni zwrotkowe, są też bardziej fantazyjnie zbudowane. W samym środku kilku z nich, pojawiają się efektowne ogniwa improwizowane, zarówno przez wokalistkę jak i pianistę, zabarwione nadto charakterystycznym głosem akordeonu. Tym większy budzi respekt fakt, jak takimi skromnymi środkami wypowiedzi (głos z instrumentem), z przewagą lirycznych tekstów, pieśni te tak intensywnie angażują dziś nasze myśli i emocje...
Wspomniane malowniczo i nostalgicznie brzmiące, iście harmonijkowe motywy akordeonu; proste i szczere, tym mocniejszy zostawiające ślad, jednoznacznie wskazują na wspomnianą wcześniej tradycyjną wspólnotę nut. Ładnie łączą się też z lirycznym czy nawet elegijnym charakterem niektórych utworów, szczególnie go podkreślając.
Idealna zgodność zdania muzycznego z tekstowym, wzbogacona jest walorami interpretacyjnymi solistki. Jakże często odnosimy wrażenie, jakbyśmy słuchali najprawdziwszych życiowych opowieści, uczuciowych wyznań, ale i skargi na zło, poprzez śpiew, szloch czy łkanie... Melodyka i harmonia tych songów, dzieło Mistrza Jagodzińskiego - zawsze ciekawe, oryginalne, zawsze naturalnie prowadzone, ani przez moment nie zahaczające o rutynę. Każdy song ma swój klimat, charakter, odrębność, każdy środek przekazu śpiewanych treści, wręcz każdy oddech - mają tu ogromne znaczenie. Rytm, co zrozumiałe, naturalnie wzbogacony jest o jazzujące, swingujące akcenty, a w partii fortepianowej słyszy się klasyczny -także w jazzowym wymiarze fundament. Warto przypomnieć, że Andrzej Jagodziński, laureat dwóch Fryderyków i kilku złotych płyt, bodaj jako pierwszy w Polsce nagrał „Chopina na jazzowo“, otwierając bardzo modny do dziś trend grania muzyki Mistrza Fryderyka w jazzowych aranżacjach.
Od pierwszego słuchania kolekcję tę nazwałem sobie jazzującym śpiewnikiem; lirycznym, nastrojowym songbookiem. Utwory te bowiem dziś, jak kiedyś pieśni z moniuszkowskich śpiewników domowych, bez trudu wpadają w ucho, od razu stają się bardzo bliskie, serdeczne, i co ważne - chce się do nich wracać. Decydują może o tym tęskne, czasem jakby nawet nieco naiwne treści, wspomniane wcześniej proste melodie i kontrapunkty - grane jakby jednym palcem. W słowach songu By nie było żal pojawiają się zacytowane „dwa serduszka, cztery oczy, oj, oj, oj...” Pojawiają się motywy żalu, smutku; „miłość musi bardzo minąć by nie było żal”, tęsknoty; „odszukaj mnie, czekam już milion lat...” Śliczny to i wielce wzruszający, bardzo osobisty portret obojga, jakże wrażliwych artystów.
Najpiękniejszą, ale i najmocniejszą puentę stanowią dwie zamykające płytę, wzruszająco wykonane songi Dziękuję i Lekkostrawna miłość - ile w nich subtelnej zwiewności, ciepła, niewinności; zarówno w głosie jak i w wielce powabnym brzmieniu fortepianu. Do tego jest to głos czysty niczym aksamit, a w tych intymnych tu wyznaniach - jak pięknie to ujęła w wierszu Dziękuję, jego autorka Wiesława Sujkowska - głos przejmująco oddający „nutki, lżejsze od skrzydeł ważki…”