Gro-Jeanette & Adam Saksofonduett Andrzej Jagodziński Trio ISBN 978-83-930674-7-3 Dołączone 2 płyty stanowią integralną część książki.
Ten produkt jest niedostępny.
45.00 zł
Inspirująca i wyjątkowa – taka była Gro-Jeanette, kobieta w której sercu rozbrzmiewały najpiękniejsze nuty. Moja znajomość z nią to historia muzyką pisana, i choć znaliśmy się zaledwie pięć lat, w moim sercu i pamięci Gro-Jeanette pozostanie już na zawsze.
Pewnego jesiennego dnia stanęła w moich drzwiach jako pełna zapału uczennica. Miałem pomóc jej podszlifować technikę gry na saksofonie. Wcześniej grywała amatorsko w orkiestrach dętych; spodziewałem się, że przez 20 lat nieprofesjonalnej zabawy z saksofonem mogła nabyć złych nawyków, i tak też było.
Podjąłem się jednak tej nauki, ponieważ poprosił mnie o to mąż Gro-Jeanette, Jarek, któremu chciałem po prostu wyświadczyć przyjacielską przysługę. Moje założenia co do Gro-Jeanette okazały się chybione. Otóż sądziłem, że na skutek moich uwag szybko się zniechęci, a tymczasem ona wykazywała nadzwyczajną determinację i z lekcji na lekcję poprawiała swój warsztat. Trzeba też przyznać, że przychodziło jej to bardzo łatwo. Była nadzwyczajnie pilną uczennicą. Nie marnowała nawet sekundy z naszych lekcji, uważnie śledziła mój sposób gry, wypytywała o tajniki, niecierpliwie domagała się więcej. Miała doskonałe poczucie rytmu, który wespół z entuzjazmem, jaki wykazywała, stanowił potencjał charakterystyczny bardziej dla nastolatki niż dojrzałej kobiety... Lekcje z Gro-Jeanette na trwałe wpisały się do naszego kalendarza. Przybrały formę niemal rytualną. Każdego dnia minimum dwie godziny. Stawiałem przed nią coraz trudniejsze zadania, aż któregoś dnia złożyłem jej propozycję zagrania w duecie. W wyborze repertuaru zdałem się na jej świetny gust. Na marginesie tylko dodam, że za namową Gro-Jeanette rozpoczęliśmy także naukę tańca towarzyskiego; chodziło o to, żeby całym ciałem, a nie tylko sercem, poczuć repertuar, który wybrała Gro-Jeanette (samba, rumba, tango, cha-cha itd.). A trenowała nas sama Cecilie Rygel – ośmiokrotna mistrzyni świata w tańcu towarzyskim. Pierwszy rok intensywnej gry zaowocował repertuarem liczącym ponad 20 utworów, co pozwalało na wspólne, bardziej lub mniej kameralne, koncerty. Przyjęliśmy nazwę „G & A Saksofonduett”. To był piękny czas, gdy widziałem owoc swojej pracy w rozentuzjazmowanych oczach Gro-Jeanette. Po koncertach zawsze zostawialiśmy organizatorom naszą płytę z nagraniami, a Gro -Jeanette pozostawiała coś jeszcze – niesamowity czar, którym wręcz emanowała. Pewnego dnia otrzymałem z Polski telefon z zapytaniem, czy zechcielibyśmy zagrać na corocznym Świątecznym Koncercie Charytatywnym w Toruniu, na Dworze Artusa. Musieliśmy podjąć decyzję, czy możemy sobie pozwolić na ten koncert, i wtedy Gro -Jeanette opowiedziała mi historię swojej walki z chorobą nowotworową. Wygrała tę walkę rok przed naszym spotkaniem. Nagle zrozumiałem, dlaczego ten koncert jest tak ważny dla Gro-Jeanette. Stało się jasne, że bez względu na wszystko musimy zagrać. W wypełnionej po brzegi Sali Wielkiej pięknego gmachu Dworu Artusa Gro-Jeanette udzieliła wywiadu; towarzyszył jej mąż, Jarek, który podjął się tłumaczenia słów skierowanych do wszystkich cierpiących na chorobę nowotworową – aby się nie poddawali i walczyli z chorobą.
Po koncercie powiadomiono nas, że zagraliśmy do serc wielu hojnych ludzi, a do kasy Fundacji na Rzecz Hematologii i Stowarzyszenia Chorych na Białaczkę wpłynęła rekordowa suma 38 000 złotych. Dla nas było to piękne przeżycie, tym bardziej, że w Toruniu w ogóle nie byliśmy znani jako artyści, a w niespełna dwie godziny grania udało się zebrać tyle pieniędzy. W oczach Gro-Jeanette skrzyła się radość i wielka satysfakcja, że mogła uczestniczyć w tym przedsięwzięciu, że swoją pasję mogła wykorzystać w tak pożytecznym celu. Po powrocie do Norwegii często wspominaliśmy ten koncert jako cudowne przeżycie.
Od tego czasu nasze relacje stały się jakby bardziej dojrzałe, wiedziałem, że Gro-Jeanette ma znacznie więcej do zaoferowania; postawiliśmy na intensywną pracę nad szlifowaniem jej warsztatu. Na czterdzieste urodziny Jarek podarował żonie saksofon Selmer Mark VI dokładnie taki sam jak mój, więc gdy dojechałem na urodzinowe przyjęcie i zacząłem grać dla Gro-Jeanette, ona chwyciła podarunek i dołączyła do mnie. Graliśmy do końca imprezy. Odtąd przeistoczyłem się z mentora w przyjaciela, a Gro-Jeanette z ucznia w partnera w muzykowaniu. Kochała muzykę ponad wszystko, cały czas dążyła do perfekcji, a ja ceniłem w niej odwagę w spełnianiu swojego marzenia. W każdy wydobywany z instrumentu dźwięk wkładała całe serce, co można usłyszeć w nagraniach dokonanych u schyłku jej życia.
Któregoś dnia Gro-Jeanette zadzwoniła do mnie, oświadczając, że choroba wróciła. Płakała. Płakałem i ja. Natychmiast musiała poddać się chemioterapii. Czułem się bezradny, ale nie ustawałem w rozmyślaniu, co mógłbym zrobić, by ją ratować? Po każdym zabiegu chemioterapii przychodziła do mnie na lekcje. Była niesamowita, mimo opuszczających ją sił wciąż miała tę szczególną energię, gdy brała w ręce saksofon. Zdaniem lekarza Gro-Jeanette, jej zaangażowanie i muzyka mogły wspomóc leczenie. Idąc za tą myślą, postanowiłem, że jeżeli Gro-Jeanette przeżyje tę ciężką chemię, to zorganizuję Jej wspólne nagranie płyty z profesjonalnymi, czołowymi muzykami jazzowymi z Polski. Napisałem do mojego przyjaciela, Andrzeja Jagodzińskiego, prosząc o rozważenie wspólnych nagrań jego Trio wraz z Gro-Jeanette. Wysłałem nasze demo, sam będąc ciekaw jego opinii. Teraz wszystko zależało od tego, czy Andrzej uzna, że jesteśmy wystarczająco dobrzy. Stało się. Otrzymałem zaproszenie na ich koncert w Oslo Koncerthus z muzyką Fryderyka Chopina. Gro-Jeanette była pod wielkim wrażeniem, czuła się wyróżniona imiennym zaproszeniem i podekscytowana szansą poznania mistrza. Jednak prawdziwa niespodzianka czekała nas po koncercie. Andrzej zaprosił nas do garderoby, gdzie w tajemnicy przed Gro-Jeanette zgłosił chęć współpracy, a ją samą obdarował morzem kwiatów, które artyści otrzymali po koncercie. W drodze powrotnej wyjawiłem Gro-Jeanette, że będziemy nagrywać płytę z Jagodziński Trio, ale musimy solidnie się do tego przygotować. Nigdy nie zapomnę, jak na jej pięknej twarzy pojawiło się zdziwienie i niedowierzanie. Wykrzyknęła: „Ja i to wspaniałe Trio!? To niemożliwe... Kto to wymyślił?”. Wydaje mi się, że Gro-Jeanette dobrze wiedziała, iż ten mój pomysł był swoistą walką, którą podjąłem o nią. Wierzyłem, że czym więcej będzie miała do zrobienia tu na ziemi, tym dłużej będzie z nami. Widziałem w jej oczach łzy radości i czułem, że jest bardzo szczęśliwa, a jednocześnie nie mogła uwierzyć, że jest godna takiego wyróżnienia. Żartowałem, że na pewno ujęła ich swoją niesamowitą urodą, a nie grą, ponieważ Jagoda na osobności wyraził zachwyt dla Gro-Jeanette, mówiąc, że jest wyjątkowo piękną kobietą. Jednak prawda jest taka – o czym Gro-Jeanette nie wiedziała – że wysłałem próbki Andrzejowi i one były decydujące w tej sprawie. Decyzja zapadła i zaczęły się przygotowania do nagrań. Andrzej Jagodziński Trio weszło do studia w Warszawie i nagrało nam podkłady do utworów wybranych osobiście przez Gro-Jeanette. Mieliśmy jechać do Warszawy i dograć nasze ścieżki, ale Gro-Jeanette nie czuła się na siłach. Kupiliśmy najlepszy mikrofon studyjny i wszelki sprzęt niezbędny do zrealizowania nagrań u mnie w domu. Zaprosiliśmy znanego realizatora dźwięku z Warszawy, Piotra Semczuka, aby przyuczył mnie w jego obsłudze, bo czułem że czasu mamy coraz mniej. Udało mam się nagrać 18 utworów tanecznych i 16 popularnych melodii świąteczno-noworocznych. Wspólnie z Jarkiem postanowiliśmy wydać ten dwupłytowy album na trzecia rocznicę Jej śmierci. Wydanie tych utworów było ostatnim życzeniem Gro-Jeanette, ostatnim Jej marzeniem. Gro-Jeanette odeszła nagle, 20 października 2010 roku, zaledwie pięć dni po zakończeniu naszych nagrań. Zostawiła ukochanego i utalentowanego syna, Daniela, któremu wszczepiła swoją wielką miłość do muzyki. Każdego dnia odczuwam jej brak i nadal czerpię z jej optymizmu, bo gdy tylko zamknę oczy, słyszę ją jak gra.
Przyjaciel, partner muzykowania, nauczyciel i uczeń zarazem